Indyjska kulka wygląda niepozornie. Ot, taki ulepek z ciasta z niespodzianką w środku, a przecież każdy lubi niespodzianki. Tu niespodzianką okazała się być zielona papryczka, którą sprzedawca, szeroko się uśmiechając, dorzucił nam też w stanie surowym. O tyle, o ile ta w cieście była całkiem zjadliwa, ta surowa niestety już nie. Ugryzłam koniec zielonego chili i straciłam mowę, chwilę potem straciłam węch i wzrok. To niezapomniane uczucie – jakby mi ktoś język przypalił, polał kwasem i oblał wrzątkiem. Witajcie Indie! 🙂